poniedziałek, 31 października 2016

Moje 5 minut

Tyle razy sobie myślałam, że chciałabym założyć bloga. A potem nagle przychodziły kolejne myśli, że kto niby będzie chciał to czytać, że przecież tysiące kobiet takich jak ja prowadzi już coś takiego i na pewno nie ma sensu, żebym też to pisała, bo co ja mogę ciekawego przekazać? Ponarzekam jakie to życie jest ciężkie? I tak sobie rozważałam przez właściwie dobre lata aż do dzisiaj.
 Wstałam kolejnego szarego dnia, obudzona przez płaczące dziecko, bo przecież Klusek nie może wstać z uśmiechem na ustach i to przynajmniej koło ósmej... Nie, on musi drzeć paszczę o 5. Mąż jak zwykle wyszedł do pracy, a ja kiedy już nakarmiłam, umyłam się, o ile właściwie mi się udało, a dziecko nie zżarło resztki papieru toaletowego wisząc przy mnie w łazience (no właśnie uświadomiłam sobie, że trzeba zrobić zakupy - wracam za chwilę).
No i kiedy już ogarnęłam przynajmniej swoje włosy, naciągnęłam leginsy i starą koszulkę - no bo bez sensu cały dzień będąc w domu z dzieckiem ubierać się jakoś wyjściowo, co? A chciałoby się. Chciałoby się czasem wszystko rzucić w cholerę na kilka godzin chociaż i zrobić coś dla siebie...
Tymczasem kilka minut po wyjściu na zwykłe zakupy:
- Misiu...
- Co?
- Zadzwoń do mamy i zapytaj czy wszystko okej.
- ...
I tak to teraz wygląda. 

Mimo wszystko jednak może uda mi się znaleźć dla siebie swoje własne 5 minut w tym życiowym kołowrotku i kliknąć coś tutaj. Pozdrawiam.